Ludzie, przeczytalem wlasnie recezje kinowa "Smierc Legendy". Juz od razu po tytule mozna stwierdzic ze pisarzowi tej oto recenzji film do gustu nie przypadl. OK (moje zdanie jest zupelnie inne, ale niech juz tak bedzie). Tworca recenzji pisze, ze zasnal kiedy po raz pierwszy ogladal "Desperado". Mozna z tego wywnioskowac, ze "Desperado" rowniez nie przypadlo mu do gustu. Wspaniale. Jedziemy dalej. Pisze ze film jest przydlugi.
I teraz show time:
Po pierwsze: Jezeli "Desperado" nie przypadlo mu do gustu, mozna stwierdzic, ze tak samo bedzie z "Pewnego Razu w Meksyku". Jednak film trzeba zobaczyc - praca to praca. I na koncu recenzji czytamy cos w stylu: "Jesli chcemy dobrej zabawy od Rodrigueza, polecam "El Mariachi" i "Desperado". Czy ktos juz cos zauwazyl? Tworca recenzji nie polubil tego filmu, ba, zasnal podczas jego projekcji. A na koniec pisze ze jest to dobry film?
Po drugie: Jezeli "Desperado" trwa 106 minut, a "Pewnego Razu w Meksyku" - 98 minut, to na jakiej to podstawie tworca recenzji uwaza ze "Pewnego Razu w Meksyku" jest zbyt dlugie?

Coz to sie dzieje z recenzantami dzisiaj, ze zaprzeczaja samym sobie?